Autor: John Green
Tytuł polski: "Gwiazd Naszych Wina"
Tytuł oryginalny: "The fault in our stars"
Wydawca: Wydawnictwo Bukowy Las
Data polskiego wydania: 2013
Liczba stron: 312
Gatunek: literatura młodzieżowa, dramat, romans
Moja ocena: 4/10
Jeśli wszedłeś tutaj, by przeczytać kolejne zachwyty nad książką Johna Greena, lojalnie uprzedzam - nie zajdziesz tutaj nic takiego. Czym prędzej opuść to miejsce i wróć innym razem. Jeśli jednak masz ochotę na coś innego niż przesłodzone zachwyty nad Hazel i Gusem, ich chorobą i - och! - wielką miłością, zapraszam. Zapewniam, drogi Czytelniku, że takiej opinii się nie spodziewałeś!
Hazel jest śmiertelnie chora i tylko dzięki eksperymentalnej terapii jeszcze żyje. Nie ma jednak łatwego życia - otoczona troską nadopiekuńczej matki, zmuszona taszczyć za sobą butlę z tlenem, poddaje się ciężkim kuracjom. Nie ma najmniejszej ochoty na uczestniczenie w sesjach i terapiach grupowych, jednak pewnego popołudnia udaje się na spotkanie grupy wsparcia. Tam poznaje Augustusa Watersa - przystojnego chłopaka, który - o dziwo - jest nią zainteresowany! W tym momencie jej życie się zmienia: wraz z Gusem szukają odpowiedzi na pytania, czym jest prawdziwa miłość, jakie znaczenie ma choroba i jaki ślad może pozostawić po sobie człowiek.
Wszyscy - dosłownie, jeszcze nie udało mi się spotkać z negatywna opinią - zachwycają się"Gwiazd Naszych Wina", ale... początek (pierwsze 100 stron) był zwyczajnie nudny. No bo ile można czytać o tym, jak chore dzieci spotykają się w grupie wsparcia? Momentami miałam ochotę zamknąć książkę, odłożyć ją na półkę i iść spać. Kolejne strony... także były nudne! Łagodnie mówiąc spodziewałam się czegoś innego.
Bohaterowie byli dobrze wykreowani, jednak dość denerwujący. Hazel, która twierdzi, że nie lubi sztucznych sentencji, używa ich co chwila i Gus - przystojny (a jakże!), chory (bo gdyby był zdrowy zapewne nie byłoby książki), świadomy swojej piękności (bez komentarza).
Po lekturze GNW zrozumiałam, że a) jestem nienormalna lub b) ludzie wokoło mnie są nienormalni. Bardziej skłaniam się ku punktowi a), bo już naprawdę nie raz słyszałam, jak to ktoś nie płakał, nad tą książką, jaka to ona nie jest wzruszająca, jaki to wspaniały wyciskacz łez, a mi podczas czytania chciało się tylko ziewać.
Z pewnością książka ma jakieś zalety, bo niemożliwe, by coś było w 100% złe, ale od przeczytania przeze mnie GNW minęło już trochę czasu i nie mogę sobie nic przypomnieć. Nie chcę też wracać do książki, więc... nic dobrego tutaj o niej nie przyczytacie. Life is brutal.
Brakuje tu jeszcze jednej rzeczy - polecenia. Polecam, ale tylko fanom autora. Reszta niech się lepiej trzyma z daleka. Nie chcę, by inni zawiedli się tak jak ja. Fanką Greena - przynajmniej po tej książce - nie zostanę, jednak nie skreślam całkowicie jego twórczości. Jeśli wpadnie mi w ręce jakaś inna jego książka, przeczytam, może akurat będę mile zaskoczona?
Tytuł polski: "Gwiazd Naszych Wina"
Tytuł oryginalny: "The fault in our stars"
Wydawca: Wydawnictwo Bukowy Las
Data polskiego wydania: 2013
Liczba stron: 312
Gatunek: literatura młodzieżowa, dramat, romans
Moja ocena: 4/10
Jeśli wszedłeś tutaj, by przeczytać kolejne zachwyty nad książką Johna Greena, lojalnie uprzedzam - nie zajdziesz tutaj nic takiego. Czym prędzej opuść to miejsce i wróć innym razem. Jeśli jednak masz ochotę na coś innego niż przesłodzone zachwyty nad Hazel i Gusem, ich chorobą i - och! - wielką miłością, zapraszam. Zapewniam, drogi Czytelniku, że takiej opinii się nie spodziewałeś!
Hazel jest śmiertelnie chora i tylko dzięki eksperymentalnej terapii jeszcze żyje. Nie ma jednak łatwego życia - otoczona troską nadopiekuńczej matki, zmuszona taszczyć za sobą butlę z tlenem, poddaje się ciężkim kuracjom. Nie ma najmniejszej ochoty na uczestniczenie w sesjach i terapiach grupowych, jednak pewnego popołudnia udaje się na spotkanie grupy wsparcia. Tam poznaje Augustusa Watersa - przystojnego chłopaka, który - o dziwo - jest nią zainteresowany! W tym momencie jej życie się zmienia: wraz z Gusem szukają odpowiedzi na pytania, czym jest prawdziwa miłość, jakie znaczenie ma choroba i jaki ślad może pozostawić po sobie człowiek.
Wszyscy - dosłownie, jeszcze nie udało mi się spotkać z negatywna opinią - zachwycają się"Gwiazd Naszych Wina", ale... początek (pierwsze 100 stron) był zwyczajnie nudny. No bo ile można czytać o tym, jak chore dzieci spotykają się w grupie wsparcia? Momentami miałam ochotę zamknąć książkę, odłożyć ją na półkę i iść spać. Kolejne strony... także były nudne! Łagodnie mówiąc spodziewałam się czegoś innego.
Bohaterowie byli dobrze wykreowani, jednak dość denerwujący. Hazel, która twierdzi, że nie lubi sztucznych sentencji, używa ich co chwila i Gus - przystojny (a jakże!), chory (bo gdyby był zdrowy zapewne nie byłoby książki), świadomy swojej piękności (bez komentarza).
Po lekturze GNW zrozumiałam, że a) jestem nienormalna lub b) ludzie wokoło mnie są nienormalni. Bardziej skłaniam się ku punktowi a), bo już naprawdę nie raz słyszałam, jak to ktoś nie płakał, nad tą książką, jaka to ona nie jest wzruszająca, jaki to wspaniały wyciskacz łez, a mi podczas czytania chciało się tylko ziewać.
Z pewnością książka ma jakieś zalety, bo niemożliwe, by coś było w 100% złe, ale od przeczytania przeze mnie GNW minęło już trochę czasu i nie mogę sobie nic przypomnieć. Nie chcę też wracać do książki, więc... nic dobrego tutaj o niej nie przyczytacie. Life is brutal.
Brakuje tu jeszcze jednej rzeczy - polecenia. Polecam, ale tylko fanom autora. Reszta niech się lepiej trzyma z daleka. Nie chcę, by inni zawiedli się tak jak ja. Fanką Greena - przynajmniej po tej książce - nie zostanę, jednak nie skreślam całkowicie jego twórczości. Jeśli wpadnie mi w ręce jakaś inna jego książka, przeczytam, może akurat będę mile zaskoczona?
Kurczę ale pojechałaś po tej książce :D Jeszcze z taką opinią to się nie spotkałam ;) Ale masz rację-praktycznie każdy wychwala Johna Greena i GNW. Ja sama zakupiłam ostatnio w Biedronce tę książkę ( promocja była :P) i jak na razie spokojnie czeka na półce. Ciekawa jestem swoich własnych wrażeń.
OdpowiedzUsuńZ chęcią przeczytam twoją opinię ;) Słyszałam o promocji, miałam się nawt wybrać po 'Bóg nigdy nie mruga', bo też była na promocji, ale ta jakoś zeszło i nie zdążyłam :/
UsuńU mnie też była :) Ale powiem Ci, że ja byłam tydzień po tym jak ogłosili promocję i były jeszcze 3 egzemplarze GNW, dwa "Bóg nigdy nie mruga" i jeszcze kilka innych, więc jak na moją Biedronkę to naprawdę dużo :P
UsuńZazdroszczę. Ja byłam wczoraj i była tylko jedna książka, już nawet nie wiem jaka :/
UsuńNareszcie znalazłam kogoś, kto podtrzymał moją wymówkę (bo nie moja tematyka) i utwierdził mnie w przekonaniu, że nie muszę jej czytać. Nie przepadam za książkami tego typu, ponieważ wątek ze śmiertelną chorobą jest dla mnie bardzo przygnębiający. Wolę czytać fantastyczne dystopie, gdzie wiem, że tak raczej nie będzie xD Podziwiam odważną opinię :)
OdpowiedzUsuńTeż wolę dystopię. Ba! Ja ją kocham. Nie ma nic lepszego <3
UsuńDokładnie! Ta ksiązka wcale nie jest taka super, czytałam i nie wiem, co ludzie w niej widzą kurde...
OdpowiedzUsuńNiedawno oglądałam film. Muszę przyznać, że się wzruszyłam. Książki jeszcze nie czytałam, ale zamierzam. Mam nadzieję, że będzie "lepsza" od ekranizacji...
OdpowiedzUsuńTo ja mam odwrotnie, mam nadzieję, że film będzie lepszy. Wiem, że to się nie zdarza zbyt często, ale nadzieja umiera ostatnia :)
UsuńA ja się wtrącę do Waszej dyskusji i napiszę, że jak dla mnie niestety film nie okazał się lepszy od książki.. Ba! Nawet jak dla mnie nie musiałby powstać, chociaż teraz to taka moda na robienie filmów na podstawie książki.
UsuńNa podstawie prawie co 2 bestsellera jest kręcony film, taka prawda. Nie powiem, że to źle, ale oglądając niektóre ekranizacje, to aż żal duszę ściska :)
UsuńO matko, nareszcie ktoś, kto podobnie jak ja, nie rozumie fenomenu tej książki ;) Czytałam naprawdę sporo dużo lepszych i o wiele lepiej napisanych książek, w których głównym motywem jest utrata bliskiej osoby.
OdpowiedzUsuńSerio? Też ci się nie podobała? Siostro!! <3 Nie jestem sama :D
UsuńPierwsza negatywna opinia, która czytam i... obawiam się, że moje odczucia byłyby takie same, dlatego jeszcze jej nie przeczytałam ;)
OdpowiedzUsuńMam ebooka więc na pewno przeczytam - tylko jeszcze nie wiem kiedy. Ciekawe jakie będą moje odczucia.
OdpowiedzUsuńA ja akurat jestem z grupy tych, którym się książka podobała. Bardzo się zżyłam z Hazel i Gusem. Każdy ich ból był ich bólem. Ale jak to kiedyś stwierdziłam - jestem dzieckiem w ciele dorosłej dziewczyny. :D
OdpowiedzUsuńTrochę boli taka ocena, ale każdy ma swoje zdanie. ;)
http://pokoj-ksiazkoholiczki.blogspot.com/
moim bólem *
UsuńZgadza się jeszcze nigdy nie czytałam takiej opinii na temat tej książki :D Sama nie mogę się jeszcze na jej temat wypowiedzieć, gdyż po prostu jej nie czytałam. Chętnie się z nią zapoznam by wyrobić sb o niej własne zdanie. :) Czytałam jedynie "19 razy Katherine" tego autora, według niektórych uważana jest za najgorszą książkę Greena (ja ją uwielbiam!) więc ciekawe czy zgodzę się z ich opinią co do GNW. :D
OdpowiedzUsuńCiekawe, wszędzie jest zachwala, a Ty ją zbeształaś :) Ogólnie wcale Cię za to nie krytykuję, bo po pierwsze nie czytałam owej pozycji, więc zdania nie mam, a po drugie - również mam czasem tak, że w niektórych książkach, które wszyscy jak jeden mąż uwielbiają, ja nie wynajduję nic ciekawego. Dzięki Twojemu wetu ja mam większą ochotę przeczytać i sama ocenić :)
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam, więc nie będę polemizować na jej temat. Co prawda mam ją w formie ebooka i kiedyś na pewno po nią sięgnę, choćby z czystej ciekawości, aby przekonać się, w czym tkwi jej fenomen. Niemniej bardzo cieszy mnie twoja negatywna opinia, ponieważ dzięki niej wiem, czego miej więcej powinnam się spodziewać, chociaż skrycie liczę na to, że jednak znajdę się po drugiej stronie, czyli w gronie fanów autora, ale to już czas pokaże.
OdpowiedzUsuńTo pierwsza negatywna opinia na temat tej książki, jaką czytam. ;) Ja tam Greena nie znam i na razie nie zamierzam poznawać, nie moja tematyka. Ale wiesz, już w samym pomyśle na miłość dwójki śmiertelnie chorych osób jest coś ckliwego/tragicznego - i o ile cenię sobie dobrą tragedię, o tyle ckliwości nie lubię. ;)
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam, ale obejrzałam ekranizacje - dobra, ale jak dla mnie nieco przedramatyzowana ;/
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą twoją recenzję :D Ja książki nie kocham, nie płakałam przy niej - więc tutaj masz moje poparcie siostro. Też przez 100 stron się nudziłam, ale powiem ci szczerze, że później historia niesamowicie przypadła mi do gustu. I choć była przewidywalna i momentami drażniąca, to w stylu Greena się zakochałam. :) Niemniej, nie jest to książka "genialna", czy nawet "rewelacyjna". Co najwyżej "bardzo dobra" a przynajmniej dla mnie. :)
OdpowiedzUsuńOdnośnie innych książek Greena, to nie polecam "19 razy Katherine". Ja miałam ochotę podrzeć tą książkę i ją po prostu wyrzucić przez okno...
Pozdrawiam!
Sherry
"19 razy Katherine" jest podobno najgorszą książką Greena, więc do niej najmniej mnie ciągnie. Jednak nie będę się sugerować opiniami innych, bo zrobiłam tak przy "GNW" i nic dobrego z tego nie wyszło.
UsuńMyślę, że mam podobne zdanie na temat tej książki jak Ty, chociaż nie napisałam o tym aż tak dosadnie jak Ty w swojej recenzji, bo mimo wszystko myślę, że Green napisał dobrą książkę, ale nie na tyle żebym się nią zachwycała tak jak inni czy płakała w trakcie czytania. Wątek raka na pewno jest poruszającym wątkiem, ale kurde wszystko było takie przewidywalne, bo przecież w pewnym momencie było dokładnie wiadomo, co się stanie :/ Strasznie mnie to denerwowało, bo nie czułam najmniejszego elementu zaskoczenia i też w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać czy coś jest ze mną nie tak, bo kogo nie zapytałam z osób, które już miały za sobą GNW mówiły mi, że ryczały jak bobry, a ja nie odczuwałam nic więcej jak najszybszą chęć skończenia książki. Ale tak samo jak Ty powiedziałam sobie, że poznam inne pozycje Greena, chociaż wątpię żeby to szybko nastąpiło, a jeśli po kolejnej jego książce będę miała takie same odczucia to już sobie chyba daruję resztę.
OdpowiedzUsuńNo i bardzo dobrze, że postała taka negatywna recenzja, bo jest dowodem, ze nie każdemu musi sie podobac, że nie każdy jest takim wrazliwcem, który nad wszystkimi płacze. Ja jestem wrażliwa, bardzo wrażliwa i ksiażka rzeczywiście w pierwszej części była obrzydliwie nudna, natomiast u mnie zyskała za drugą część, a szczególnie za samą końcówkę. Denerwuje mnie już ten cały zachwyt wokół 'Moze okej będzie naszym na zawsze?' no, ale nie zabrobie moim rówieśnika zachwycać sie nad cytatem, który pochodzi z ksiazki, której pewnie nie przeczytali.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że w końcu negatywna recenzja. Za książkę się nie zabiorę, za duży rozgłos...A to, co o niej słyszę - w sensie historii...głupiutkie....
OdpowiedzUsuńMnie odrzuca trochę ta wielka "sława" tej książki. Wszyscy naokoło ją czytają, a ja... może zaczekam aż wielki szum wokół niej ustanie albo i się nie zabiorę za nią wcale. W sumie często mam sprzeczne opinie z większością ludzi, więc myślę, że możliwe by i mnie nie przypadła do gustu. A poza tym... ciężko mnie wzruszyć.
OdpowiedzUsuńHmm... Ja też niedawno czytałam "Gwiazd naszych wina". Przypadek? Nie sądzę. ;)
OdpowiedzUsuńOj, zbeształaś tą książkę strasznie. Może nie zasługuje na miano arcydzieła, ale na potwora tym bardziej nie! Przyznaj, że Green ma swój styl i nie jest wcale taki najgorszy. :P A, że książka przewidywalna i czasem zbyt powiewająca idealną miłością (chociaż nie zawsze!), to już taka przypadłość romansów-dramatów. Niektóre fragmenty były naprawdę dobre i prawdziwe. Zwłaszcza ten o wymiotowaniu... Nie, poważnie. Ten właśnie był niezły. :3 Nie samymi dystopiami człowiek żyje. ;)
Myślę, że sięgnęłabym po tą powieść, gdyby jej autorem nie był Green. Lubię książki o miłości, lubię wyciskacze łez i jestem osobą wrażliwą, ale pan Green pisze tak, że po prostu ja nie czuję żadnych emocji. Rozczarowałam się lekturą "Szukając Alaski" i już po inne jego książki nie mam zamiaru sięgać. Niby nie była zła, ale taka mdła, przeciętna.
OdpowiedzUsuńKurczę mam teraz mieszane uczucia do tej książki :/ Cały czas mnie do niej ciągnie a z tego co tutaj czytam... sama nie wiem co zrobić. Jak na razie wstrzymam się z czytaniem GNW i zacznę nadrabiać zaległości u siebie a potem się zobaczy ;)
OdpowiedzUsuńNat
Oglądnęłam jedynie połowę filmu, więc za książkę też jakoś nie mam ochoty się zabierać :P
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam twój pierwszy wpis i się troszkę zdziwiłam... 3 gimnazjum? Jakoś tak dojrzalej piszesz, nie spodziewałabym się, że jesteś jeszcze w gimnazjum :)
Ah zazdroszczę tego gimnazjum... Jeszcze w liceum miałam czas na czytanie i recenzowanie, a teraz szkoda gadać :P
Taak, gimnazjum. Z jednej strony sobie zazdroszczę, że gimnazjum, nie muszę tak daleko dojeżdżać i nauki dużo, ale nie bardzo dużo. A za rok... Cóż, szkoda gadać ;) Tak dużo książków, tak mało czasu.... :/
UsuńKsiążka czeka na mnie na półce. Zazwyczaj trafiałam na pozytywne opinie co do niej, ale aż tak negatywnej jak Twoja to jeszcze nie spotkałam :) Liczę na to, że ja będę mogła ją ocenić chociaż trochę lepiej ;)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz , jak się ucieszyłam , kiedy przeczytałam Twoją recenzję . Wcześniej byłam krytykowana , bo większość osób uważa ,że książka jest cudowna . Ja tego fenomenu nie widziałam , jako młodzieżówka bardzo fajna , ale jako powieść górnych lotów -wątpię ;) Dlatego też oceniałam ją jako młodzieżówkę i wszędzie to podkreślałam , bo ja takiego "wow" po przeczytaniu , nie miałam ;)
OdpowiedzUsuń