sobota, 4 kwietnia 2015

Podsumowanie miesiąca: marzec & stosik 8#

Nie wierzę, że minął już miesiąc od opublikowania ostatniego posta. Mam nadzieję, że jeszcze o mnie nie zapomnieliście, a jeśli tak się stało... Cóż, jeśli tak się stało mam zamiar jak najszybciej wam o sobie przypomnieć. Chcę, żebyście wiedzieli, że tym razem moja nieobecność nie była z mojej winy. Wytłumaczenie? Złośliwość rzeczy martwych. Mam nadzieję, że nie muszę więcej tłumaczyć. Od teraz nie będę robić sobie postanowień związanych z blogiem, mam wrażenie, że jakaś niewidzialna siła na prawdę bardzo nie chce, bym zagrzała tu miejsce na dłużej.

Co ciekawego zdarzyło się w marcu? Niewiele, ale uświadomiłam sobie, ile radości daje mi blogowanie. Każda odsłona, każdy komentarz, a przede wszystkim pisanie. Brakowało mi tego. Choć pisanie nie jest tym, co zamierzam robić w przyszłości i z czym wiążę swoje dalsze życie zrozumiałam, że to właśnie ono daje mi szczęście. Co jeszcze? Zrozumiałam dużo rzeczy. Nigdy nie przywiązywałam zbyt dużej wagi do tego, co ludzie mogą sobie pomyśleć, co powiedzą, ale gdy całkowicie przestałam zwracać na to uwagę, stałam się o 80% szczęśliwsza niż wcześniej. Odkryłam nową pasję - ćwiczenia. Mam nadzieję, że nie braknie mi motywacji by walczyć o wymarzoną figurę i dla was pisać. Teraz muszę mocno trzymać kciuki i... do dzieła!

Podsumowanie miesiąca: marzec

Przeczytane książki:
Trzy odbicia w lustrze Zbigniew Zborowski (416 stron)
Oddychając z trudem Rebecca Donovan (536 stron)
Hopeless Colleen Hoover (424 strony)

Naj...
Najlepsza książka miesiąca: Trzy odbicia w lustrze
Najgorsza książka miesiąca: -
Największe pozytywne zaskoczenie: Trzy odbicia w lustrze
Największe rozczarowanie: -
Liczyłam na więcej: Oddychając z trudem

Blog w liczbach:
Łączna liczba wyświetleń: 28922 (w tym miesiącu 2207 )
Łączna liczba komentarzy: 1384 (w tym miesiącu 72)
Łączna liczba obserwatorów: 84 (przybyło 2)
Łączna liczba obserwatorów na Google+: 105 (przybyło 7)
Łączna liczba postów: 45 (dodane 2)
Liczba przeczytanych stron: 1376
Liczba przeczytanych stron dziennie: 45
Najpopularniejszy post:  Nowy początek (199 odsłon)
Najczęściej komentowany post: Love, Rosie. Wzruszająca opowieść o przyjaźni i miłości. (40 komentarzy)

Stosik

Mimo iż nie zdobyłam w ostatnim czasie zbyt wielu książek, jestem zadowolona, Trafiły do mnie dwie pozycje... i to wcale nie byle jakie! Jesienna miłość Nicholasa Sparksa - książka, na podstawie której jakiś czas temu oglądałam film. Nie był jakiś wybitny, ale jak na ten gatunek, całkiem dobry. Nie można chyba zrobić dobrego filmu ze złej książki? Taką przynajmniej mam nadzieję. Już dawno chciałam przeczytać książki Sparksa i myślę, że Jesienna miłość nie będzie ostatnim spotkaniem z jego twórczością.

Oddychając z trudem - druga część serii Oddechy. Przeczytana. Nie będę ukrywać, że spodziewałam się czegoś lepszego. Pierwsza część była jak roller coaster, ta jedynie jak niezbyt wysoka kolejka górska z wesołym miasteczku. Do premiery trzeciego tomu pozystały, jeśli się nie mylę, cztery dni. Pozostaje mieć nadzieję, że trzeci tom dostarczy więcej emocji niż ciuchcia dla małych dzieci ;)

wtorek, 3 marca 2015

Love, Rosie. Wzruszająca opowieść o przyjaźni i miłości.

Autor: Cecelia Ahern
Tytuł: ,,Love, Rosie"
Tytuł oryginalny: ,,Where Rainbows End"
Wydawca: Wydawnictwo Akurat
Data wydania: 3 grudnia 2014
Liczba stron: 511
Gatunek: romans
Moja ocena: 9,5/10

Rosie Dunne i Alex Steward są przyjaciółmi od... właściwie od zawsze. Mają wspólne plany na przyszłość, marzenia. Dziewczyna chce pracować w hotelu, chłopak pragnie zostać lekarzem. Jeszcze jako dzieci fantazjują, że może kiedyś, za kilkanaście, kilkadziesiąt lat, w hotelu Rosie Alex będzie udzielał pomocy chorym. Niestety los jest dla nich okrutny, rodzina chłopca przeprowadza się z Irlandii do Ameryki. Ich przyjaźń zostaje wystawiona na ciężką próbę. Czy czas i odległość nie osłabią łączącej ich więzi?

,,Życie jest zabawne, prawda? Kiedy już myślisz, że wszystko sobie poukładałeś,
kiedy zaczynasz snuć plany i cieszyć się tym, że nareszcie wiesz, w którym kierunku
zmierzasz, ścieżki stają się kręte, drogowskazy znikają, wiatr zaczyna wiać we wszystkie
strony świata, północ staje się południem, wschód zachodem i kompletnie się gubisz.
Tak łatwo jest się zgubić."

Cecelia stworzyła powieść o miłości, troszkę podążającą utartymi schematami, jednak rzucającą nowe światło na relacje damsko-męskie. Jest chłopak, jest dziewczyna, łączy ich coś więcej niż tylko przyjaźń i... tu właśnie zaczynają się schody. Nie ma trójkąta miłosnego, tylko o wiele bardziej skomplikowana relacja oparta nie na młodzieńczym zauroczeniu, które przechodzi po dłuższym lub krótszym czasie, lecz na więzi z dzieciństwa. Na przyjaźni, która miała przetrwać wszystko.

Rosie i Alex z całej siły starają się utrzymywać kontakt, czego 'dzieckiem' są listy, emaile, kartki. Wydawać by się mogło, że obietnice z dawnych czasów nie mają zbyt wielkiego znaczenia, po jakimś czasie tracą na ważności. Jednak przyjaźń tych dwojga jest prawdziwa, szczera; potrafią sobie powiedzieć wszystko, choć niejednokrotnie są to słowa trudne, czasem bolesne. Cytat z Małego Księcia, który mówi, że ,,poznaje się tylko to, co się oswoi", znajduje wspaniałe odniesienie w Love, Rosie. Bohaterowie znali się na wylot, tak, że bardziej już chyba nie można. Ich przyjaźń jawiła się jako szczera, prawdziwa. Choć zdarzały się wzloty i upadki, lepsze i gorsze dni, to po każdej burzy zza chmur wychodziło słońce.

Forma książki, jak zapewne większość z was miała okazję się już tego dowiedzieć, nie jest zwykła i często spotykana - wręcz przeciwnie. Książka ma charakter epistolarny, a na nią składają się listy, liściki, emaile, wydruki z czatu, et cetera, et cetera... Dzięki temu czytelnik sam sobie musi dopowiedzieć część opowieści. I tylko od wyobraźni odbiorcy zależy, co przydarzy się bohaterom, z czym będą musieli się zmierzyć oprócz tego, co autorka zawarła na kartach. Z początku struktura książki może przyprawiać czytelnika o przysłowiowy zawrót głowy, jednak ręczę, że po kilkudziesięciu stronach, gdy bohaterowie dorosną (i poprawią znajomość zasad ortografii) będzie lepiej, a książka stanie się bardziej treściwa. Jeśli planujecie zacząć czytanie i po jednym rozdziale odłożyć książkę na bok, ostrzegam, nie łudźcie się. Love, Rosie wciąga, pożera, wsysa i nie wypuszcza. Powiadam Wam, nie spoczniecie dopóki nie dobrniecie do końca słodko-gorzkiej historii Alexa i Rosie. Będziecie mieli ochotę krzyczeć na głównych bohaterów, może komuś przyjdzie ochota, by ich wręcz udusić. Będziecie płakać ze zgryzoty i obgryzać paznokcie, wołać: ,,co ty najlepszego robisz? jak możesz być taka ślepa/y?", a i tak, choćbyście nie wiem jak bardzo chcieli, nie dacie rady wpłynąć na ich czyny. Nie pozostanie Wam nic innego, jak tylko czytać. Z emocji pociemnieje Wam w oczach, tekst przesłonią łzy...

,,Pokrewne dusze zawsze potrafią znaleźć do siebie drogę."

Nie byłam, nie jestem i nigdy nie będę w stanie wyrazić wszystkich emocji towarzyszących lekturze Love, Rosie. Mam w głowie istny mętlik. To wzruszająca i wyciskająca łzy książka, z czego sama byłam zaskoczona. Opowieść, z której płynie przesłanie, że gdzieś tam daleko, może nawet na końcu tęczy, ale gdzieś na pewno czeka nas spełnienie marzeń. Wystarczy tylko dotrzeć do tego miejsca. Choć droga może być kręta, błotnista, wyboista i wieść pod górę, nie wolno się poddawać. Osiągnięcie celu wynagrodzi wszystko.

A Ty, wyruszyłeś już szukać swojego końca tęczy?

niedziela, 1 marca 2015

Podsumowanie miesiąca: luty

Pozdrowienia od zaczytanego kota Teodora z internetów,
który prawdopodobnie zagości tu na stałe ;)
Czytając podsumowania lutego na niektórych blogach mam ochotę iść się powiesić, niektórzy przeczytali 10, inni 13... Nie, jednak się nie powieszę, żartowałam przecież! Niby jak na mnie przeczytałam i tak dużo, martwi mnie jednak fakt, iż w lutym miałam ferie. Ja na razie mogę o takich wynikach jedynie pomarzyć, ale wszystko jest na dobrej drodze. W marcu wracam pełną parą. Mam nadzieję. A że nadzieja umiera ostatnia, będę się trzymać moich postanowień jak tonący brzytwy. Tak, tak. Jestem zdesperowana i postanowiłam wcielić w życie co następuje:
1. W soboty Sobotnie Wieczory Filmowe. Bez wyjątku. Bez wymówek. Zawsze.
2. Dwa razy w tygodniu recenzja. Zawsze przez duże Z.
3. Czwartek - LBA, zapowiedzi lub coś innego niezbyt związanego z tematem, w przepływie dobrego serca recenzja.

...i wcale się nie zdziwię, jeśli w tym właśnie momencie płaczecie ze śmiechu.
Szczerze, też mam taką ochotę, ale mam wielkie chęci sprostać wyzwaniu.
Mam do zrecenzowania 6 zaległych książek, więc nie będę mogła się
tłumaczyć, że nie mam czego recenzować. Mam. ;)


Podsumowanie miesiąca: luty

Przeczytane książki:
Piąta fala. Bezkresne morze Rick Yancey (416 stron)
Felix, Net i Nika oraz Klątwa Domu McKillianów Rafał Kosik (398 stron)
Odwet Robert Muchamore (320 stron)
Love, Rosie Cecelia Ahern (511 stron)

Naj...
Najlepsza książka miesiąca: Love, Rosie
Najgorsza książka miesiąca: -
Największe pozytywne zaskoczenie: -
Największe rozczarowanie: -
Liczyłam na więcej: Mara Dyer. Tajemnica

Blog w liczbach:
Łączna liczba wyświetleń: 26715 (w tym miesiącu 3065 )
Łączna liczba komentarzy: 1312 (w tym miesiącu 197)
Łączna liczba obserwatorów: 82 (przybyło 2)
Łączna liczba obserwatorów na Google+: 98 (przybyło 10)
Łączna liczba postów: 43 (dodane 4)
Liczba przeczytanych stron: 2056
Liczba przeczytanych stron dziennie: 73,5
Najpopularniejszy post: Who is Mara Dyer? Mara Dyer. Tajemnica (391 odsłon)
Najczęściej komentowany post: Who is Mara Dyer? Mara Dyer. Tajemnica (61 komentarzy)

Tak się prezentują statystyki, które mogliście sobie odpuścić. Jeśli ich nie przeczytaliście, to od razu przejdźcie dalej, bo...
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Uwaga, uwaga! Literatka organizuje konkurs!
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nie, jeszcze nie dziś, ale niebawem, więc bądźcie czujni ;)

niedziela, 15 lutego 2015

Poznaj najlepszą powieść 2013 roku... Piąta fala

Autor: Rick Yancey
Tytuł: ,,Piąta fala"
Tytuł oryginalny: ,,The 5th Wave"
Wydawca: Wydawnictwo Otwarte
Seria: Piąta fala 1#
Data wydania: 14 sierpnia 2013
Liczba stron: 506
Gatunek:  literatura młodzieżowa, science fiction,
Moja ocena: 10/10


Koniec świata. Obcy. Coś... strasznego? Z pewnością nic miłego. Zagłada świata jest jednym z dość częstych tematów poruszanych w literaturze. Nie jestem fanką takich historii, raczej nie interesuję się tematyką końca świata, inwazje obcych mnie nie kręcą... Jednak sięgnęłam po Piątą falę, książkę, w której prym wiedzie zagłada. Dlaczego? Dobre pytanie.

Są po prostu takie książki, które przyciągają i kuszą, ich recenzje pojawiają się na coraz to innych blogach, a wchodząc do księgarni pierwsze, co rzuca ci się w oczy, to tytuł tej... no właśnie, jakiej książki? Nie wkroczyła zbyt szumnie na polski rynek wydawniczy, a przynajmniej nie dano mi tego odczuć na własnej skórze. Prawda, 2013 rok to jeszcze nie czasy, w których nie śledziłam na bieżąco nowości wydawniczych, jednak nie muszę chyba mówić, że nawet nie interesując się nowościami, niektórych książek po prostu nie da się przegapić. Lecz każdy błąd można naprawić, można sięgnąć po książkę i, taramtatamtam!, zakochać się. W tej książce, rzecz jasna.

PIERWSZA FALA PRZYNIOSŁA CIEMNOŚĆ.
DRUGA ODCIĘŁA DROGĘ UCIECZKI.
TRZECIA ZABIŁA NADZIEJĘ.
PO CZWARTEJ WIEDZ JEDNO: NIE UFAJ NIKOMU

Życie. Życie tętni na Ziemi, aż pewnego dnia... Obcy, Kosmici, Przybysze, czy jak jeszcze inaczej można ich nazwać, rozpoczynają podbój naszej planety. Nadchodzi pierwsza fala, druga, trzecia, czwarta, a na usta nasuwa się podstawowe pytanie: czy ludzkość potrafi odeprzeć atak tysiąckrotnie bardziej zaawansowanej cywilizacji? Nie? No właśnie. Czas na piątą falę, która prawdopodobnie będzie inna niż poprzednie, bardziej... jaka? Nikt nie wie jaka będzie piąta fala.

W tych okolicznościach poznajemy Cassiopeię, dziewczynę, która cudem przeżyła, bowiem z siedmiu miliardów ludzi została garstka. To, czy Cassie ma szczęście, że przeżyła, czy nie, jest pod wielkim znakiem zapytania. Z jednej strony okazało się, że jest silna, skoro nie udało się jej wyeliminować w żadnej z czterech prób unicestwienia rodzaju ludzkiego. Z drugiej, jak długo człowiek może przeżyć w samotności i ciągłym lęku o byt? Dziewczyna próbuje odnaleźć brata, który rzekomo został zabrany przez ostatnich osobników ocalałych z ludzkiej rasy. Rzekomo. Nasuwa się pytanie, czy walka z Obcymi ma sens jakikolwiek sens, skoro gdzieś tam w podświadomości mniej lub bardziej kołacze się stwierdzenie, iż opór z góry skazany jest na niepowodzenie.

Koniec świata przedstawiony w Piątej fali został ukazany w sposób tak rzeczywisty, że czułam się, jakbym sama była bliska końca. Przybysze chcieli odrzeć pozostałą ludzkość z resztek człowieczeństwa. Do tej niezbyt wesołej, by nie powiedzieć tragicznej rzeczywistości, wprowadza nas Cassie, narratorka części książki. W miarę przewracania kartek narratorem zostaje ktoś inny, postać niemająca najmniejszego związku z innymi. Jednak osoby te w pewnym momencie przejdą przełom, prowadzący do nieuchronnego.

Wielkie dzięki dla autora, który umiał zachować umiar przy tworzeniu. Jedynie  wątek miłosny mógłby być mniej rozbudowany [choć i tak skrócono go do minimum] lub w ogóle mogłoby go nie być. Bohaterowie za to nieprzesadzeni, co nieczęsto się zdarza. Irytować mogła jedynie naiwność Cassie, jednak rekompensuje to całokształt charakteru bohaterki, jej stosunek do tego co było, do tego, co będzie.

,,-Pomyliłem się - wyjaśnił. - Zanim cię znalazłem, sądziłem, że jedynym sposobem
na przetrwanie jest znalezienie czegoś, dla czego warto żyć. To nieprawda.
Żeby przetrwać, trzeba znaleźć coś, dla czego warto umrzeć."

Mimo, iż od momentu, gdy przeczytałam ostatnią stronę, zamknęłam książkę i odłożyłam ją na półkę minęło dobre sześć tygodni, biorąc Piątą falę do rąk nadal czuję szybsze bicie serca i suchość w gardle. Momentalnie powracają wspomnienia nieprzespanych nocy i kłębiących się w głowie setek myśli. Zapach książki przywołuje emocje, których [wierzcie lub nie] nie doświadczyłam przy czytaniu żadnej innej powieści. Co spowodowało te odczucia? Odpowiedź jest krótka i prosta: Yancey. Autor kilkunastu nagradzanych książek wydanych w kilkudziesięciu krajach. Więcej! Rick Yancey to człowiek, który rzucił pracę, by spełniać swoje marzenia, by... pisać, pisać, pisać! Bo - cytuję - uważa, że to najlepsza droga, by marzenia stały się rzeczywistością.

Rick postawił przed sobą dość trudne zadanie, bowiem o inwazjach napisano już wiele. Bardzo wiele. Wstyd mi się przyznać, ale nie miałam okazji czytać ani oglądać dzieł science fiction traktujących o kosmitach. Nie widziałam nawet Obcego, nie widziałam Bliskich spotkań trzeciego stopnia, stąd mogłam świeżo spojrzeć na powieść Yanceya, piszącego prosto. Prosto, a jednocześnie tak, by zmusić czytelnika do myślenia, rozruszać trybiki w głowie, może zmusić do ich naoliwienia. Osoby, które czytają wyłącznie dla rozrywki, nie bądą odpowiednimi odbiorcami twórczości Yanceya - on pisze tak, że nie sposób to określić. Inteligentnie, zwyczajnie, czasem  schematycznie, naiwnie, lecz przekonująco. I wymagająco.

Wciąż nie mogę uwierzyć, iż Piąta fala znajdowała się na mojej półce przez miesiąc, zanim zabrałam się za nią, wiem jednak, że czytanie jej podczas przerwy świątecznej, to najlepsza decyzja, jaką mogła podjąć. Od jakiegoś czasu drugim tom grzecznie czeka na przeczytanie i ostatkiem sił odkładałam datę kontynuowania niebezpiecznej przygody Yanceya. To odwlekanie usprawiedliwia jedynie fakt, iż czekałam na ferie. Bałam się, że jeżeli zacznę czytać Piątą falę. Bezkresne morze tak zatracę się w lekturze, że zapomnę o całym świecie.

Nie jestem w stanie oddać słowami wszystkich emocji, jakich dostarczyła mi lektura Piątej fali. Jest tylko jeden sposób byście Wy, drodzy czytelnicy/książkoholicy/przypadkowi ludzie mogli odkryć to, co w tej książce zawarte. Historia kryje w sobie ogromny potencjał, który został bardzo dobrze wykorzystany, ale wierzę, że kolejne części mogą być jeszcze lepsze. Nie ważne, czy przeczytaliście już setki książek o inwazjach, czy zwykle zaczytujecie się w obyczajówkach i romansach. Emocje i zadowolenie gwarantowane.

niedziela, 8 lutego 2015

Who is Mara Dyer? Mara Dyer. Tajemnica

Autor: Michelle Hodkin
Tytuł: ,,Mara Dyer. Tajemnica"
Tytuł oryginalny: ,,The Unbecoming of Mara Dyer"
Wydawca: Grupa Wydawnicza Foksal; Wydawnictwo YA!

Seria: Mara Dyer 1#
Data wydania: 10 września 2014
Liczba stron: 411
Gatunek:  literatura młodzieżowa, paranormal romance, romans, thriller, horror, new adult
Moja ocena: 8/10


Wśród różnorodnych powieści są takie, które przyciągają jak magnes. Wywołują tymczasowy zawrót głowy, wpływają na znaczne ograniczenie kontaktów towarzyskich. Pierwszy z brzegu przykład? Mara Dyer. Tajemnica.

Mara Dyer budzi się w szpitalu podłączona do tysięcy rurek. Nie pamięta co się stało ani jak się tam znalazła. Prawda okazuje się być wstrząsająca - w wypadku, z którego ona ocalała, zginęli jej przyjaciele. Mara próbuje rozpocząć nowe życie i prawie jej się to udaje. Prawie, bo w nowej szkole spotyka chłopaka mieszającego w głowie wszystkim dziewczynom, z czego ona wyjątkiem nie jest. Jakby tego było mało, dziewczyna zaczyna widzieć zmarłych przyjaciół, a w jej najbliższym otoczeniu dochodzi do kilku tajemniczych zgonów. Mara nie wie kim tak naprawdę jest i co powinna zrobić.

,,- O Boże, prześladujesz mnie jak zaraza! - warknęłam.
- Kunsztownie wymyślona, koronkowo subtelna i totalnie epicka alegoria dysonansu poznawczego - orzekł. - Cóż, dzięki. To jeden z najbardziej wyszukanych  komplementów, jakie usłyszałem."

Autorka pisze zdecydowanie wyjątkowo, używa słów niezbyt popularnych w zwykłych młodzieżowkach. Lecz kto kto powiedział, że Mara Dyer. Tajemnica jest jedną z tych zwykłych młodzieżówek? Nieprzeciętna historia stworzona przez Hodkin wyróżnia się wśród szerokiego wachlarzu książek oferowanych dla nastolatków. Michelle wplotła w fabułę retrospekcje z tragicznej w skutkach nocy, tym samym pobudzając u czytelnika wyobraźnię i sprawiając, by zaczął się zastanawiać co jest prawdą, a co wytworem wyobraźni szalonej bohaterki. Brutalnie łamiąc utarte schematy pokazała, że bestseller nie musi nię na nich opierać.

Powieść Michelle Hodkin zaliczana jest do różnych gatunków, między innymi do New Adult i paranormal romance. Sama nie wiem, do którego z nich z czystym sumieniem mogę ją przyporządkować. Można ją podpiąć pod thriller, atmosfera powieści w niektórych momentach jest rodem z horroru. Tajemnicza intryga opleciona romansem. Iście wybuchowa mieszanka, którą czyta się jednym tchem. Chwilami miałam ochotę wpełznąć pod kądrę, zapalić światło i...  czytać, czytać, czytać! Z trudem odkładałam ją w środku nocy, jedynie racjonalność kazała mi iść spać. Takie lektury wszyscy uwielbiamy!

Tudzież chciałabym dać cenną radę wszystkim, którzy dopiero rozpoczną swoją przygodę z Marą: nie zerkajcie w trakcie czytania na ostatnie strony. Ja niestety tak zrobiłam, popełniłam straszliwy błąd. Muszę zacząć się leczyć, bo straszna choroba, jaką jest czytanie zakończeń w trakcie pochłaniania całości już nie raz zepsuła mi radość z zakończenia. A w tej książce jest doprawdy zaskakujące!

Czytałam ją rano przed szkołą, w  szkole, po szkole, wieczorem i nocą. Czytałam nawet podczas smażenia naleśników, co naprawdę mi się często nie zdarza. Powieść Hodkin kusi, a jeśli dasz się skusić, nie pozwoli ci się oderwać. Trzyma w napięciu, nie wypuszcza ze swych sideł. Coś wspaniałego, pochłonie nie tylko nastolatki, ale i miłośniczki (lub miłośników - panów również zachęcam do odkrycia tajemnicy Mary) romansów, zawiłych intryg oraz tajemnicy. Chyba nie muszę dodawać, że polecam?